Powiewy wiosny, początki lata.

I stało się: nastały upały. Teraz oto eM zziajana, zgrzana, tacha rower pod pachą na trzecie piętro. I tak dzień w dzień niezmiennie. Z racji, iż egzystencja życiowo - zawodowa toczy się na poddaszu, to okna rozwalone, rolety do połowy opuszczone. W lodówce lód i chłodne mleko: króluje mrożona kawa.
Mymel w upałach uwija się jak w ukropie. Praca wre, ani chwili na wywczas nie pozostaje.
Kiedy jednak znajdzie się takowa, frau otwiera swoje świecące pudełko, smaruje palcami po klawiaturze. Przeciera (szlaki), otwiera (strony), patrzy..... oczom nie wierzy.

Tak więc nadeszła wiekopomna chwila. Rozpoczął się sezon rowerowy (dla tych, co tylko latem). Rozpoczął się, eM zaś (i nie tylko ona) rozpacza, rozpacza, rozpacza.

Czasami zamyśli się frau, pofilozofuje, pozastanawia się. Skąd nagłe zainteresowanie tematem? zemsta za zeszłoroczne zmiany w przepisach? czyżby chciano wykurzyć nas z dróg? A teraz wyobraźmy sobie mili państwo ten nowy, wspaniały świat. Świat, w którym wszyscy cykliści są grzeczni, rozumni, racjonalni oraz samozachowawczy. I wyjeżdżają na ulice przyodziani w kamizelki odblaskowe oraz kaski. Wszyscy jak jeden mąż.

Na to frau kręci nosem: prawie jak inwazja geodetów.
Skoro w tym roku żądzą neony, to chyba jeszcze nam odpuszczą ;).












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz