nowe/stare/trwałe

***

Myśl, że posiadane przez nas rzeczy odzwierciedlają upływ czasu, nie jest oczywiście nowa. Kiedyś 
ślady zużycia przydawały przedmiotom znaczenie. Na przykład te poobtłukiwane nikony, ciągane przez fotografów z czasów wojny wietnamskiej przez pola śmierci Południowo - Wschodniej Azji, z zaklejonym logo, by nie przyciągało uwagi snajperów, i ciężką metalową obudową wyłaniającą się spod odpryskującej farby. Były to przedmioty zasługujące na szacunek. Wyroby rzemieślników, genialne mechaniczne zabawki, które po naciśnięciu guzika podnosiły lusterko pozwalające patrzeć przez obiektyw. Przedmioty, których sam wygląd zewnętrzny był wyrazem geniuszu i ich wartości. Miały zachować trwałość na długie lata, działając z niezawodnością, której obietnica zawierała się w kunszcie optyka szlifującego ich soczewki i trosce, z jaką zaprojektowano charakterystyczne metalowe blaszki przesłony. 
Te właściwości nic nie tracą nawet po latach.

***



W nie tak dalekiej przeszłości otwierałam wino stuletnim korkociągiem. Przedmiot ten pożyczono nam z domu, w którym wiekowych rekwizytów było pod dostatkiem. Zawładnęły one całą jego przestrzenią, nie sposób było ruszyć się i nie natrafić na drobny ślad przodków właścicielki. Mymel jako ta, która wyszła z przybytku, gdzie przedmiotów nie gromadziło się z nabożnym pietyzmem, przez wiele lat swoje pierwsze wynagrodzenia trwoniła na stare buteleczki po lekarstwach, książki pachnące tytoniem i pordzewiałe metalowe puszki z napisami w obcych językach. 

Nieodparta potrzeba posiadania czegoś noszącego na sobie ślady wieloletniego zużycia wyparta została przez całkiem praktyczne podejście: po prostu nagle okazało się, że drewniany fotel przywleczony z komisu jest trwalszy od współcześnie wyprodukowanego krzesła biurowego, porcelanową filiżankę oraz talerz szkliwiony przez jakąś amatorską pracownię ceramiki łatwiej domyć trudniej zaś zdewastować w trakcie tego mycia,  a trzydziestoletnia maszyna do szycia wydaje z siebie dźwięk o wiele bardziej litościwy dla ludzkiego ucha, aniżeli całkiem nowy, plasticzany klekot. 


Jeśli tylko mogę, staram się wyszukiwać tkaniny, które nie zostały wyprodukowane w ostatnim czasie. W lokalnym sklepie tekstylnym zaprzyjaźniona ze sprzedawczyniami na tyle dobrze, że pozwalają mi korzystać ze swojej metalowej drabinki, tarzam się w kurzu przy podłodze i wspinam pod sufit po to tylko, by odkopać spod zwałów nowych, kolorowych tkanin te, które zalegają od dłuższego czasu. Ponieważ przynajmniej od pięciu lat regularnie robię tam zakupy,  widzę jak bardzo zmieniają się tkaniny pod względem gatunkowym. Czasami pojawi się perełka, taka jak nylonowa podszewka z nadrukiem przedstawiającym rozświergotane ptactwo i bujną roślinność niewiadomego pochodzenia, czasem mięsisty, mocny sztruks w nieoczywistym kolorze, albo płótno, które jakimś cudem zawieruszyło się na zapleczu i przeleżało kilka lat opakowane w folię, nietknięte jeszcze, pachnące tym charakterystycznym zapachem tak typowym dla rzeczy nieskalanych użytkowaniem.

Intuicja raczej nie zawodzi, gorzej ze szkiełkiem i okiem, to one wysyłają sygnał do głowy szepcząc "weź mnie, taka ładna jestem", więc daję się uwieść powierzchowności, bo też nie każda tkanina musi być na sto lat.

Choć czasem mogłaby być właśnie taka. Frau przywiązuje się do rzeczy i lubi, kiedy są trwałe.





1 komentarz:

  1. Uwielbiam Vintage. Myślę, że nadal są piękne przedmioty pożądania, które będą definiowały nasze czasy. Na pewno jest to sztuka, ale też ta użytkowa. :) Porcelana, skóry, dizajnerska biżuteria. Powiększyłoby się to, gdyby ludzie nie kupowali z 'plastiku' i zaczęli inwestować. Niemniej marki dbają też o to by być 'niszą'. Są jednak nadal ludzie 'z gustem'. Włosi mówią: 'nie mam pieniędzy na tanie rzeczy'. pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń