bo zimą jest zimno

Jakoś tak się składa ostatnimi laty, że Mymel ciągle marznie. Cóż począć, kiedy jest się jednym z tych bytów, które pędzą żywot kamieniczny. Latem, na poddaszu nawet i przyjemnie jest, bo i przez okna wpadają ostatnie promienie słońca, i nagrzana nimi podłoga przyjemnie ogrzewa stopy. Ale zimą... zimą zimno jest.
Co tu dużo gadać: od ścian wieje chłodem, po podłodze hula wiatr, a  wszystko to właściwieniewiadomoskąd, no bo skąd? No skąd?
Z potrzeby ciepła, kiedy to rum leje się do herbaty szerokim strumieniem, a po głowie dumnie kroczą wyobrażone półmiski z parującym bigosem, gęstym gulaszem, kaszą z cebulą i gorącym, skwierczącym (???) tłuszczem, rodzą się pomysły na izolację. Żeby tak raz wyjść i nie przemarznąć, nie przesiąknąć przez wszystkie te warstwy wilgocią, mrozem lub dymem z kominów. Żeby móc swobodnie (w miarę), bez skrępowania wyciągnąć rękę po puszkę z kawą, którą ktoś postanowił umieścić na najwyższej z półek sklepowych (dlaczego kawa stoi zawsze na samym końcu, najwyżej jak tylko się da?). Tako więc zrodził się pomysł na izolację. Izolację ciepłą i miłą dla oka, choć nieco sztywną (priorytetem wszak parametry izolujące były). Rezultat barwny zaś popłynął hen daleko, w górę rzeki po to, by ogrzać się mógł w nim ktoś. Bo czy się jest bytem kamienicznym, wielkopłytowym, czy też z cegły dziurawki bytem się wynurzającym, każdy bez wyjątku potrzebuje dobrej izolacji przy minus - kilkunastostopniowej zimie. Było, minęęęęło.
A kolor na wszech otaczającą nas breję jak znalazł.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz