polowanie na grochy i zajęcie dla frustratów

Pewna para bardzo bliskich mi znajomych postanowiła wynagrodzić sobie trudy pracy z ostatniego miesiąca. Zakupiła więc młynek do kawy, jako że kawoszami są podobnież jak Mymel. Młynek ów był narzędziem konkretnym bardzo. Dużym, ciężkim, masywnym. Wszystkie te cechy wzbudziły zaufanie, toteż zakupiono go szybko i bez wahania (czytaj: bez sprawdzania). Jaki był lament, jakie zębów zgrzytanie, booooo. Bo młynek okazał się narzędziem dla frustratów. Aby zmielić w nim łyżeczkę kawy, międlić pokrętłem i wiercić trzeba było przynajmniej pół godziny. W konsekwencji kolejnego dnia w kuchni pojawił się jego elektryczny odpowiednik. Tym z kolei narzędziem można wprowadzić terror dźwiękowy. Rzęzi to to i zgrzyta, migreną przyprawia. Zaiste godzien to następca. A dylemat spory: cóż cenniejsze jest? czas czy słuch dobry?
W tym samym czasie Mymel kombinowała, jakby tu wskrzesić gałgan pewien. Gałgan był niezwykle wręcz popularny, urodziwy a przy tym genialny w swej prostocie. Prezentował on białe, duże grochy na czarnym tle. Jego jedyną wadą było to, iż był nieosiągalny (już) i w metrażu niewielkim występowała ta jego część, którą Mymel zdobyła. Poszukiwaia spełzły na niczym. Owszem, groszków drobnych i gęsto rozrzuconych na tle czarnym było pod dostatkiem. Grochów natomiast nie było w ogóle. Po miesiącach bezowocnych poszukiwań narodziła się idea, by spróbować gadzinę (gałgana) odtworzyć. W taki oto sposób Mymel oddała się zajęciu.... dla frustratów. Bo czymże jest naszywanie grochów ręcznie wyciętych na wielką płachtę materiału? Dla wyjątkowo znerwicowanych polecam więc naprzemienne mielenie kawy w młynku, który nie miele oraz wycinanie idealnie okragłych krążków tej samej (nie oszukujmy się - mniej więcej) wielkości. Udostępnię zarówno młynek jak i nożyczki.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz