a niech to!

Wszyscyśmy uziemieni: frau, Rümcajs, kot. Z nieba leje się woda od ponad doby, na linkach powiewają dwie płachty kolorowych tkanin: nieprzerwanie mokną od dwudziestu paru godzin. Starsze sąsiadki mają więc używanie: kto to widział, by świeże pranie na deszcz wywieszać!

Jakem wywieszała, tom łudziła się jeszcze, że może dziś (wczoraj) się nie rozpada.
Potem pomyślałam, że przez noc pewnie przeschnie (stary numer z repertuaru szanownej pani matki).
Teraz myślę sobie: poczekam, kiedyś w końcu wyschnie.

Z powodu deszczu ruchome dobra pod postacią konkubenta oraz zwierzyny łownej zbijają bąki w domu. Frau nie jest wybredna dopóty, dopóki wszelkie niezbędne urządzenia funkcjonują w miarę sprawnie. Od dwóch godzin jednak znajduje się na przymusowym urlopie.
Maszyna numer jeden ostatecznie całkowicie oklapła i wyzionęła ducha, zaś maszyna numer dwa strzeliła focha: szyje tylko jeden ścieg. Łaskawa.

Przygnębiona tym faktem eM dokonała szybkiego przeglądu ofert i zakupiła maszynę numer trzy.
Czarną. O nazwie kojarzącej się z przemysłem samochodowym. Jeśli tylko kolor w czymś pomoże, liczy że ta, która być może obecnie znajduje się w drodze będzie naprawdę twarda!

Tymczasem doczekaliśmy się kolejnego SMAKU! A w środku tradycyjnie już: piękne zdjęcia, LUKSPOMADA i... historia widelca. Niezmiennie zachwycam się więc korzenno - wytrawną kolorystyką, szorstkawym papierem i pierwszy raz w życiu rzucam okiem na pięknie zaaranżowane reklamy (sic!), które zręcznie wkomponowano w całość.






A na deser wyłuskany z całości detal: fronty pierwszej, zestandaryzowanej kuchni pomalowano na niebiesko, gdyż w drodze badań uznano, iż jest to kolor najmniej atrakcyjny dla much.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz