kot dzienny kot nocny

Zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu: krótki wypad na północ, tak na kilka dni. Niestety wszyscy się rozpierzchają w wielu kierunkach na raz więc i okazji do pielgrzymowania przybywa.
Pewnego w miarę ciepłego, zimowego popołudnia Mymel porzuciła więc Rumcajsa na dni kilka wymuszając przyrzeczenie, iż Kot Bezpański acz Rezydujący otoczony zostanie należytą opieką i udała się na północ. Niepozorny pojazd zmechanizowany o wdzięcznym pseudonimie Diabeł poniósł rozbawione towarzystwo w ciemną dal. Dwie godziny później podróżnicy wymieceni zostali z parkingu w kierunku (na szczęście właściwej) klatki schodowej przez porywisty wiatr. Wszyscy zdali sobie sprawę z faktu, że oto nadchodzi koniec niebywałej łagodności tegorocznej zimy. I popadli w zadumę nad michą gorącego ryżu podlanego złocistym sosem curry. Tego wieczoru zaczął padać śnieg. Następnego dnia rano śnieg padał nadal.
I tak już zostało do końca.

Wieczór spędzony w kinie na oglądaniu adaptacji Niezwykle Pokaźnego Objętościowo Kryminału był więc kontynuowany w czasie drogi powrotnej do domu. Mymel ma tu na myśli głównie scenografię: śnieg na drogach, śnieg na polach, śnieg wokół Diabła, wiatr, zimność, niesamowitość wieczornego krajobrazu. Pięknie się to wszystko razem napoprzenikało, posnopowiązało.
W dom zatem zestąpiła eM z głową pełną fabularnych wspomnień, nowych intryg wyczytanych u kolejnego barda północy i z polikami zaczerwienionymi przez czynniki atmosferyczne (ale też adrenalinę). Nie minęło wiele czasu, a rzeczywistość temperaturowo doszlusowała do literackiej fikcji i już frau dygoce na kanapie niczym Blomkvist w domku letniskowym. A pod piecem wałęsa się kot do tej pory dzienny, na ten moment także nocny.
Rezydentka modelowo wręcz się socjalizuje z dnia na dzień sygnalizując już nie tylko potrzeby fizjologiczne, ale również te "wyższego rzędu".  Zaś Mymelfrau miast spoglądać w kierunkach raczej bawełnianych, powraca skruszona ku dzianinom. Wełnianym.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz