schyłek lata

Mymelfrau zaciera ręce: sierpień ma się ku końcowi. Jeszcze tyko trzeba jakoś przetrwać wrzesień i w końcu nadejdą jesienne chłody, wiatr, chmury, deszcz i ciemności.
Póki co, ma się za sobą dość ruchliwy miesiąc, a nie zapowiadało się przecież, oj wcale a wcale. Tak też najeździła się eM w te i wewte: w górę w dół, w lewo i w prawo. Jako oddana miłośniczka pojazdów szynowych pierwszy raz poważnie się zawiodła, a nawet zirytowała (zawinił czynnik ludzki w osobach współpasażerów płci męskiej). W związku z czym po dokonaniu pobieżnego przeglądu tras oraz środków lokomocji ze zdumieniem przyznać musi, iż ranking na pojazd szynowy miesiąca wygrał...... miejski tramwaj.
Ach cóż to za pyszna jazda była! I teraz sama Mymel nie wie, co lepsze: podreperowane, prawie jak nowe wagony sunące cichym ślizgiem po szynach, czy stare poczciwe rzępolce, z żarówkami sterczącymi z sufitu, krzesełkami ze sklejki pociągniętej jakimś wielce trującym lakierem i dzwonkiem jak ze starej maszyny do pisania. Ów krótki incydent tramwajowy ściągnął jednakowoż eM na ziemię, która wypadając spomiędzy cicho rozsuwanych drzwi otrząsnęła się już całkiem i powróciła do zupełnie nie podróżniczych spraw. Do prasowych doniesień  ("Pojawiła się całkowicie nowa kultura, pozbawiona empatii i sympatii dla tych, którzy dzień po dniu walczą o przetrwanie" tu), pokrzykiwań sąsiadów (niestety, materiał dźwiękowy nie został zarejestrowany), walecznych kotów, co to w kaszę nie dają sobie nadmuchać (dwa przybrały na wadze, jeden rośnie i coraz to bardziej dokazuje) oraz zawartości skrzynki pocztowej: tej namacalnej jak i tej wirtualnej (zero spamu, masa zapytań, kilka ulotek, jeden list z pogróżkami z ZUS-u). Eeeeech, przygnębiające ciut to wszystko.
Poza kotami, bo radzą sobie wręcz doskonale, tym bardziej że młoda kotka na szczęście* okazała się młodym kotkiem (jak ten R, to wypatrzył, Mymel nie wie i dowiedzieć się nie może, gdyż ją, niewdzięczny, od mieszczuchów nic nie wiedzących zwyzywał).
Schyłek lata, więc Mymll powoli wpada w wełny, tweedy, drelichy i sztruksy. Powoli szykuje się paczka dla Bzika, pierwsze podchody pod płaszcze zrobione, pierwsze jesienne próby poczynione.







*Na szczęście, gdyż w przeciwnym razie trzeba by było przeprowadzić  akcję zakrojoną na szeroką skalę w celu przechwycenia zwierzaka, załadowania do nie - mam - naprawdę - zielonego - pojęcia - czego, przewiezienia rowerem do kliniki weterynaryjnej na drugim końcu świata (bo tylko ta jedna ma podpisaną umowę z urzędem miasta) i (o zgrozo!) pozbawienia zdolności rozrodczych (bo większej ilości kociaków nasza mała, podwórkowa społeczność nie udźwignie, zwłaszcza że tubylcze psy już patrzą na nas z wyrzutem).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz