mio Dio!

".... a pan doktór był pijany i przykleił się do ściany."

Rumcajs chce doktorem sztuk być. A niech będzie, rzekła frau. Skutek taki: po raz piąty
 (i nie ostatni) brodacz udaje się z papierami w kierunku ściany wschodniej. Heh, myśli sobie Mymel, wścieka się Rumcajs, chyba zapomniał. Zapomniał niebożę jak to jest w akademickim świecie. A to jeden ma urlop, a to drugi niby dyżuruje, lecz gdzie? Dziekanaty działają jak chcą, ten nie wie, co wpisać, ów ręce rozkłada. Pędzi więc Rumcajs z punktu A do punktu B, tu postoi, tam poczeka. Sprawy jakby drgnęły ciut i znowu stoją w miejscu.

Tymczasem u frau sezon na gruszki. Z gruszkami coś niby jest na rzeczy, bo żeby dać się za gruszkę pokroić, to raczej nie. Raczej niechętnie. A już za taką dojrzałą, żółtawą, to w ogóle. Wgryziesz się, to Ci po łokcie pocieknie, za dekolt. Ogonki jakoś tak łatwo urywają się, jednym słowem: do niczego.
Ale widmo gruszek krąży po podwórku. Gruszki z gruszy sędziwej, co to w spadku po niejakich Murawskich została to tu, to tam poniewierają się. Zaniedbane to to, owoce daje małe, twarde, zielonkawe i cierpkie. Trochę robaczywe. Nikt się im jednak oprzeć nie może. Sąsiadka w chustce na głowie, za nią  zażywna Czesia, okoliczna dzieciarnia, szpaki, koty, listonosze. Któż to się po te gruszki nie schylał.
Szanowny Pan Ojciec niejakiej frau od ponad 30 lat twarde gruszki do domu znosi. Znosi i już, leżą, więc znosi.







P.S. Jesienna wiadomość dnia: DaWanda weszła do Polski.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz