maryśka się emancypuje

Frau jest słuchaczką.
Nie patrzy i nie ogląda, bo "pudła" w domu nie ma.
Ale radio ma.
I ją tak czasem szlag trafia, cholerstwo zalewa, krew wrze w żyłach.
Zwłaszcza, gdy program przerywają durne reklamy.
Od dłuższego już czasu uszyska mymelowe bombardowano więc i gwałcono stereofonicznie scenkami rodzajowymi niezbyt wyrafinowanymi. Obsada jak zwykle stała: on i ona.
On: wykształcony, inteligentny (no przynajmniej na takiego urobiony), ale nie mający głowy do spraw przyziemnych. Ona: młodsza, zaradna, "oblatana" w nudnej i nużącej codzienności.
Ów sztafaż zaś wypromować miał wśród nie wie wiadomo kogo, gospodyń domowych chyba, ofertę jednej z sieci dyskontów.
Nie wie frau, czy świadomie, czy też zupełnie przypadkiem konwencją nawiązano do sławnych słuchowisk z udziałem Pani Elizy i Pana Sułka. Może świadomie, ale! nieudolnie.
Być może ktoś, gdzieś, za siedmioma kubkami kawy, za siedmioma górami kanapek, za którymś tam z kolei biurkiem ocknął się w końcu i pomyślał, a w konsekwencji wymyślił wreszcie, iż zakupy w Polsce robią głównie kobiety. I że prawdopodobnie ta idiotyczna kampania spowodować może w głowie niejednej "maryśki" coś na kształt babskiego wkurzu rewolucyjnego (używam za A.Graff), więc
miło byłoby zadbać jednak o lepsze samopoczucie potencjalnych konsumentek.
Tako więc nadszedł ów dzień, gdy na antenie jedynejsłusznej stacji radiowej Marysia się wyemancypowała i zostawiła profesorka z cebulą :D.
Nareszcie, acz o wiele za późno. Frau zdążyła się już kilka razy porządnie wkurzyć.
Czy ta zmiana przewidziana była w scenariuszu od samego początku, czy też jest to chwilowe przełamanie męczącego ujadania Marysieńki? Poczekamy, zobaczymy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz